Forum Arkham Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Wypociny : Opowiadanie - "Burza"

 
Odpowiedz do tematu    Forum Arkham Strona Główna » Literatura Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Wypociny : Opowiadanie - "Burza"
Autor Wiadomość
Anekh
Symulacjonista



Dołączył: 11 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ztąd

Post Wypociny : Opowiadanie - "Burza"
CZĘŚĆ I (dziele na części bo trochę przydługie jak na forum)

Nadchodziła z burzą. Chmury długo stały, ciężkie deszczem aż w końcu atmosfera stężała na tyle że zaczęło się. Wiatr rozgonił duszne opary i spadł deszcz. Wtedy można było ją spotkać, jak przechadzała się po swoim polu. Gładziła rękoma ciężkie kłosy. Mówiła do nich czule ale nikt nigdy nie słyszał jej głosu. Wiatr zagłuszał go, plątał jej długie włosy. Błyskawice oświetlały twarz. I wtedy, przez tą krótką chwile, dostrzec było można jak się uśmiecha. Szepcze niepoznane słowa. Trzy krótkie sylaby . Błysk. Zrywa kolejny kłos.
***

Błysk. Tym razem uderzyło gdzieś blisko. Czarodziej zerwał się z łóżka dysząc ciężko. Jakby przez sen jeszcze, wyszeptał coś do siebie. Zamrugał oczami i zerwał się z łóżka wciąż mamrocząc coś pod nosem. Za oknami szalała burza. Świece w domu dogasały gdy, poprzez niedbale rozrzucone księgi biegł do pracowni. Z drżeniem rąk zapalił lampy i rozniecił ogień pod skomplikowanym systemem rurek i karafek. Różnokolorowe ciecze zaczęły bulgotać. Czarodziej gorączkowo szukał czegoś wśród wielu, niewielkich buteleczek które zapełniały jego pracownie. Uważnie przeczytał napis na jednej z nich, odmierzył dawkę i wprowadził w obieg eliksirów. Patrzył ze skupieniem jak wszelkie kolory powoli pochłania czerń. Rozlewała się po kolei na wszystkie połączone naczynia roztaczając lekką czerwoną poświatę. Bulgotanie ustało. Czarodziej uśmiechnął się z niedowierzaniem i wyszeptał coś do siebie. Grzmot zagłuszył słowa. Trzy krótkie sylaby. Błysk.

***

Był piękny słoneczny dzionek. Taki jaki to zwykle w opowieściach, gdy zaczynać miała się jakaś ciekawa przygoda. To jednak był Nokturn i po Nowym Ładzie - kiedy to wszelkie zło zostało pokonane a wszyscy zaczęli żyć długo i szczęśliwie, nic takiego jak przygoda nie mogło mieć miejsca. Chmury płynęły leniwie po nieboskłonie, kurz wznosił się i opadał w podmuchach letniego wiatru a ptaszęta śpiewały słodko swe melodie. Ostry, przeciągły dźwięk zmącił nagle spokój poranka. Wszystko co żywe uciekło przezornie. Znać było iż zbliżają się poszukiwacze przygód - jak zwykło ich się kiedyś nazywać. Teraz, dla tych niewielu którzy nie ustatkowali się jeszcze jak każdy porządny człowiek preferowano bardziej dosadne określenia z których awanturnik było najłagodniejszym. Nie licząc oczywiście tych sytuacji, kiedy zło i występek, co prawda ustawowo pokonane przypominało sobie że w końcu jest złem i za nic ma sobie ludzkie ustawy.
Jeśli - w samym środku pięknego dnia - ktoś wędrował bez celu, drogą na kompletnym pustkowiu, zamiast oddawać się uczciwej pracy, można było jeszcze pomyśleć, iż jest ekscentrycznym podróżnikiem. Ubiór i zachowanie tej czwórki nie pozostawiało jednak cienia wątpliwości. Byli to właśnie poszukiwacze przygód. Półnagi, chudy i żylasty drab, z kruczoczarnymi włosami poskręcanymi w brudne sznureczki i przystrzyżoną brodą okalającą pociągłą twarz z całych sił dął w zaimprowizowany flet. Był wnukiem czarownicy, o czym świadczył dobitnie jego długi nochal i skośne, trochę niesamowite zielone oczy. Po babci talentu magicznego chyba jednak nie odziedziczył, choć jego towarzysze, nie raz mogli stwierdzić, iż posiadał niezwykłe wprost szczęście. Niektórzy dopatrywali się w tym magii. Potrzeba by jej chyba znacznie więcej by zdołał on wydobyć z instrumentu jakikolwiek czysty dźwięk.

- Roland ! Na bogów weź przestań wreszcie ! Zaraz zwariuje! - Adrianna rzuciła stek przekleństw w stronę grającego towarzysza. Roland jednak ani myślał przestać.- Skąd ty żeś znowu to wytrzasnął ?!
- Zrobiłem...
Rzucił grajek i w podskokach odbiegł na bezpieczną odległość. Adrianna ze wzgórz Błękitnych - choć nosiła się po męsku, niepodważalnie była kobietą. Widać to było z każdym zamaszystym krokiem, w sposobie w jaki falowały jej piersi. Widać było to w kobiecych, okrągłych kształtach. Widać w końcu było w sposobie w jaki wiązała długie, kręcone ciemne włosy w luźny warkocz. Była kobietą . Niektórzy rzekliby, iż nawet ładną. Inni że miłą. Ale zdecydowanie nie rzekliby tego ci, którzy mieli okazje grać wkurzonej Adriannie nad uchem, w ciepły letni dzień. Wojowniczka zaczęła rozglądać się za jakimś kamieniem. Celnie rzucony kamień miał w wypadku Rolanda większą moc niż słowa. Obróciła się w poszukiwaniu pocisku i zamarła wpatrując się w drogę.

- On nadal za nami idzie...
Powiedziała i jej towarzysze obrócili się momentalnie. Zapadła cisza... Istotnie na drodze stał człowiek. Przynajmniej wyglądał na człowieka. Miał ręce nogi i głowę na miejscu. Nawet z tej odległości widać było, że był dziwnie blady i potargany. Odziany w łachmany patrzył nieobecnym wzrokiem w stronę bohaterów. Jakby w niemym wyczekiwaniu. Wiatr zawiał i chmury przysłoniły na chwile słońce. Zimny dreszcz przeszył Adriannę.
- Dziwny ten włóczęga. Idzie, nic nie chce, nic nie mówi. Ty weź mu coś powiedz Arden.
- Mówiliśmy ci, żebyś za nami nie łaził ! Ogłuchłeś, czy jak ?? - wrzasnął facet zwany Ardenem, ale jakoś tak bez przekonania. Być może dlatego że wołał już tak do włóczęgi parę razy wcześniej. - Wracaj skąd przyszedłeś!! Już !

Wędrowiec przekrzywił lekko głowę i nadal patrzał zamglonym wzrokiem na podróżników. Wiatr targał jego łachmanami, czochrał brudne włosy. Podkrążone oczy na kredowo białej twarzy ani nie mrugnęły. Nie drgnął ani jeden mięsień. Seen widział już takie rzeczy. Był magiem. Zdolnym magiem... no może nie bardzo pracowitym i wykształconym ale na tyle by domyślać się, że nie ściga ich żaden śmiertelnik. To mógł wyczuć nawet bez magii.
- Bogowie jak on śmierdzi ... - wciągnął powietrze nosem i skrzywił się z niesmakiem - Jak zwłoki, rozkładające się ciało...
Trzy pary oczu zwróciły się na niego z lekką podejrzliwością
- Co? - oburzył się mag - Znowu zaczynacie ?
- Wiec twierdzisz Seen ...- zaczęła Adrianna -... że nigdy nie byłeś nekromantą ? Nawet na studiach ? Ani przez mały, tyci momencik swej praktyki nie pociągały cię trupy, rozkład, wiesz takie rzeczy...
Seen Posesstin podróżował z nimi już jakiś czas, tak długo jak Roland, jednak miał wciąż wrażenie, że mu nie ufali. Wciąż, niewiedzieć czemu podejrzewali go o konszachty z mrocznymi mocami. Bali się jej, jak wszyscy to zrozumiałe jednak w jego wypadku było to zupełnie nieuzasadnione. Owszem był chudy i wysoki, owszem miał długie ciemne włosy, idealnie proste i błyszczące niezależnie od pogody. Owszem ubierał się w gustowne czernie i granaty. Miał długą, starannie przystrzyżoną bródkę i rzadko się uśmiechał. Kiedy już zaś to robił jego uśmiech wyglądał jak grymas sardoniczny... Owszem miał...no dobra, może i wyglądał jak podręcznikowy nekromanta. Ale nigdy, przenigdy nie miał z tą sztuką nic wspólnego i nie dał podstaw by tak sądzić inaczej. Niemniej jednak przy każdej możliwej okazji trzy pary oczu gapiły się w niego z sadystyczną przyjemnością, i wciąż słyszał niedwuznaczne teksty. Poczucie humoru było dla Seena czystą abstrakcją jeśli w grę wchodziła jego osoba.
- Przestańcie wreszcie ! - prychnął nerwowym śmiechem - A ten obdartus naprawdę śmierdzi jak trup...
- Ja nic nie czuje. - Znacząco wywrócił oczami Arden.
- Ja tez nie. - dodał Roland i trzy pary oczu znów spojrzały na nieszczęsnego maga.
- Idzie z nami od samego Rhynu - zmienił temat Seen - Przecież w końcu się znudzi. Chodźmy już...
I poszli.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 20:29, 12 Paź 2008 Zobacz profil autora
Anekh
Symulacjonista



Dołączył: 11 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ztąd

Post
CZĘŚĆ II

Słońce miało się już ku zachodowi. Pomarańczowa kula chowała się leniwie za pasmo drzew. Kurz powoli opadał z rozpalonej żarem drogi. Ptaki ucichły zmęczone. Przyroda zamarła w oczekiwaniu na nadejście wieczora. Miarowe kroki wędrowców wystukiwały marszowy , acz trochę leniwy takt na trakcie. Raz po raz towarzyszył im dźwięk upadającego kamienia - rzucał je Roland, co chwila schylając się po kolejne.
- Punkt dla włóczęgi. Zapomniał o flecie. - spojrzała na towarzyszy Adrianna.
- Wlecze się i milczy... czego on może chcieć ?? - Seen starał się nie obracać. Wtedy smród stawał się jeszcze bardziej nieznośny.
- Może ma po drodze. - rzucił Arden wesoło uchylając rondo kapelusza i mrużąc i tak już zawsze wyglądające jak zmrużone niebieskie oczy. Mało co było w stanie wytrącić go z równowagi. Nie na darmo Ardena Batiste sławiono w pieśniach jako najlepszego szermierza Nokturnu. Mało kto wiedział, że większość tych pieśni wymyślił sam Arden - był bowiem równie zdolnym pieśniarzem co wojownikiem. Ktoś kto ubierał się tak, jak on, musiał umieć o siebie zadbać, chyba że chciał stać się pośmiewiskiem. Szerokie kapelusze z piórem. Haftowane długie kaftany i koszule z szerokimi rękawami. Długie skórzane buty do kolan i czerwona kokarda którą związywał w kitkę jasne proste włosy. Choć normalnie każdy pierwszy lepszy zbir rzuciłby się na tak wyglądającego fircyka choćby dla samej zabawy, rapier przy pasie dawał im do myślenia. I nie był on tylko ozdobą. Zarost Arden nosił zawsze starannie przystrzyżony i nawoskowany, często bowiem w stanie zadumy zwykł podkręcać wąsa, a ten stan zdarzał mu się nadzwyczaj często. Szczególnie gdy wędrował, właściwie bez konkretnego celu i zmartwień, polną drogą a ostatnie promienie słońca oświetlały jego twarz. Co tam włóczęga... niech sobie idzie jeśli chce. Przecież to jeszcze nie wróży nic złego.
- I co poszedł sobie ? - zapytał Rolanda wyrwawszy się nagle z zadumy.
- Nie, ale jak trafiłem mu w rękę to odpadła...
- Odpadła ?? - Wszyscy stanęli jak wryci gapiąc się na śledzącego ich osobnika. Nadal tam był, mimo że w pewnej odległości. Roland schylił się po kolejną porcje kamieni.
- Odpadła...ale podniósł i doczepił. Poczekamy co będzie jak trafie w głowę... - zamachnął się z pasją.

***
Świerszcze rozcykały się na dobre. Księżyc świecił jasno. Ciepły wiatr od czasu do czasu poruszał trawy. Pod rozległym dębem raźno płonęło ognisko. Czwórka wędrowców jednak nie wyglądała na wesołych. No przynajmniej trójka, bowiem Roland nie zważając na nic próbował zagrać jakąś melodyjkę na flecie. Jego towarzysze, otuleni kocami wpatrywali się w czerń nocy, gdzie w bezpiecznej odległości siedział włóczęga. Jego puste oczy zdawały się przenikać mrok i obserwować drużynę.
- Paskudztwo ! - skrzywiła się Adrianna - Nie będę spać, kiedy to ...to coś tam siedzi i się gapi ...
- Czyżby cię strach obleciał ?? - uśmiechnął się złośliwie Arden.
- Nie, wcale nie...Ale to...TO nie jest normalne...
Mag odchrząknął i potrząsnął głową nie przestając obserwować prześladowcy.
- Nie no, dlaczego ? - przybrał bezwiednie rzeczowy ton - Zombie, ghoule, potępieńcy - nauka zna wiele takich istot. Nie mówcie, że jako doświadczeni poszukiwacze przygód, nigdy nie natknęliście się na ożywieńca. Każdy szanujący się mag potrafi animować zwłoki...
Flet ucichł i Seen znowu poczuł trzy pary oczu na swoich plecach.
- Oczywiście nie znaczy, że to robi. - dodał żarliwie - Większości nie interesują takie praktyki. Złe. Godne potępienia praktyki. Naganne... - podkreślił to słowo - To jak to z wami? Nigdy ?
Arden ściągnął kapelusz i podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Łeno ba... Oczywistym jest, że tak ! - odparł - Ale jakby to rzec... tamte zachowywały się nieco inaczej. Tak specyficznie. Nie łaziły za tobą w milczeniu tylko tak wiesz...
- Przeważnie rzucały się na ciebie z wrzaskiem gdy tylko stanąłeś na ich drodze i próbowały rozszarpać ci gardło... - Adrianna przerwała mu beznamiętnie.
- O ! Tak było w istocie ! - Ucieszył się szermierz. Często trudno było mu znaleźć właściwe słowa by wyrazić to co chciał . Mówił o czymś i mówił, godzinę lub dwie a matoły z którymi rozmawiał nadal prosiły kogoś innego o wyjaśnienia.
- No to w czym problem ?! - wrócił do tematu Seen - Idźcie tam dzielni wojownicy i ukróćcie nieszczęsne męki tego nieszczęśnika...
Zapadło krępujące milczenie. Adrianna i Arden spojrzeli po sobie.
- Tylko widzisz. Jest tu pewien problem natury moralnej...
- A mianowicie?
- A mianowicie, że on nic nie zrobił. Nie zabiję człowieka... choćby i martwego za to tylko, że za mną chodzi...
- Arden ... - mag spojrzał mu w oczy z konsternacją - On śmierdzi !!! A poza tym już nie żyje !
- No właśnie ! - wyparował z ulgą szermierz - Skoro nie żyje, to i tak nie da się go zabić ! W końcu to nieumarły, nie?
- To jak rozwalaliście te z którymi walczyliście ?? - zapytał nagle Roland.
Adrianna oderwała wzrok od włóczęgi i spojrzała na Seena z posępnym uśmiechem. Nachyliła się nad ogniskiem i jej twarz przybrała upiorny wyraz.
- Przeważnie - wyszeptała do Maga złowrogo - był z nimi ten mag co je przywołał. Taki całkiem śmiertelny...
Dźwięk fletu zmącił cisze nocy...

***

Przez porośnięte rzadką trawą pustkowia biegła droga. Mało kto nią chodził. Wiatr rozgarniał tu kurz gnając po niebie szare chmury. Zbierało się na deszcz. Szum wiatru wzmagał się z minuty na minutę, ale nawet on nie był wstanie zagłuszyć przeraźliwego dźwięku fletu który rozbrzmiewał ochoczo mimo pogody.
- Rolandzie ! Jeśli natychmiast nie odłożysz tego fletu będziemy mieć tu dwa trupy...
Głos Adrianny wyłonił się z kurzawy, nim zrobiły to sylwetki czwórki wędrowców... i ich prześladowcy. Cisza jak burza zawisła w powietrzu. Maszerowali z lekkim znużeniem. Wiatr targał kapeluszem Ardena i tylko włosy Seena jak zwykle pozostawały w nieskazitelnym porządku. Ich krok stracił lekkość, a pięści Adrianny zaciskały się nerwowo w oczekiwaniu na ostatnią krople która przelała by czarę goryczy. Wiedziała, że zaraz nastąpi. Roland nie potrafił zbyt długo siedzieć cicho. Po chwili, nieśmiało, z bezpiecznej odległości flet odezwał się znowu. Adrianna zatrzymała się i poczerwieniała ze złości.
- Koniec! Stop ! Nie zdzierżę ! - wybuchła w końcu - Próbowaliśmy już wszystkiego ! Wiązaliśmy go do drzewa, próbowaliśmy zgubić, sprzedać, zniszczyć i NIC ! To nadal za nami idzie !! Nawet ignorowanie go nie pomaga !!
- A kogo ? - Seen rozejrzał się wokoło z udanym zdziwieniem.
- Widzisz tam kogoś Adrianno ?? - Arden przysłonił oczy od kurzu i spojrzał w stronę śledzącej ich postaci. - Ja nie. O czym ona mówi Rolandzie ??
Wzruszył ramionami z wyraźnym rozbawieniem i spojrzał na Adriannę. Dziewczynie jednak nie było do śmiechu. Z okrzykiem tłumionej wściekłości kopnęła najbliżej niej stojącego Ardena w kostkę.
- Aua ! Za co ?! - podskoczył szermierz łapiąc się za bolące miejsce. - Wredne babsko !!
- TY ! - obróciła się w stronę Seena tak, że niebieskie wstążki w jej warkoczu zafurkotały na wietrze - Ty tu jesteś magiem !! Ty weź coś zrób ! Zrób coś z tym zombie, już !
- Ależ Adrianno... - triumfalnie podniósł brwi mag z ironicznym uśmiechem - ponoć praktyki nekromanckie są odrażające. Złe. Nieczyste. - podkreślił ostatnie słowo dobitnie. - Ja osobiście nie mam z nimi nic wspólnego. Jestem porządnym, zwykłym magiem...
- Jeden pies ! - przerwała mu. Nie była w nastroju do pogawędki - Jesteś magiem, od tego z nami łazisz żeby rozwiązywać takie sprawy !
- O przepraszam, chciałem przypomnieć, że znalazłem się w szacownym gronie w wyniku kilku nieszczęśliwych wypadków...
- Sam jesteś wypadek ! Niby taki mag, a nie potrafi umarlaka odesłać !!
Seen Posesstin nie cierpiał słowa „nie potrafi” - szczególnie w odniesieniu do jego osoby. Poczerwieniał na twarzy i jego szare oczy zapłonęły lekko metalicznie.
- O przepraszam ! Tego to ja nie mówiłem! Jasne, że potrafię odesłać umarlaka !! - trzy pary oczu spojrzały na niego z uwagą. Zmieszał się nieco - To znaczy nie, że wiem tak z racji profesji czy coś... Ale znam pewien... hmmm... ludowy sposób !
Triumfalnie wyciągnął w górę palec.
***
Księżyc w pełni świecił prawie tak jasno jak słońce oświetlając rozstaje srebrnym blaskiem. Rosochate wierzby wyciągały do niego swoje palczaste konary. Z ich przepastnych, czarnych dziupli coś zdawało się obserwować wędrowców. Nie było to nic nowego. Obserwowani czuli się już od ponad tygodnia a ich obserwator mimo licznych wysiłków nadal trwał na stanowisku. Teraz bezpiecznie schowany za przydrożnym kamieniem. Pogoda nie była dla niego łaskawa. Włosy pokrył kurz, ubranie też. Zapach rozkładającego się ciała stał się nawet bardziej wyraźny, co dla wrażliwego nosa Seena było prawdziwą udręką. Zapach ogniska czynił jednak tą torturę bardziej znośną. Siedzieli przy ogniu wpatrując się w płonące polana. Rozstaje zawsze były miejscem specjalnym – dla magów, dla wędrowców. Przebywanie na nich napawało ich pewnym niepokojem.
- Dziwna cisza... - mruknęła Adrianna przerywając milczenie - a gdzie Roland ?
Rozejrzeli się wokoło. Panował spokój, ale ich towarzysza nie było widać.
- Gdzieś polazł, jak to on . - Arden skubnął nerwowo brodę. Spojrzał znad ognia na Seena. Tez wydawał się spięty - Ty jesteś pewien, że on zniknie ?
- Powinien. - odparł mag - Pamiętam wyraźnie stare porzekadło " Jeśli zjawę, jaką czy umarlaka odegnać pragniesz, idź z nim na rozstaje, gdy miesiączek w pełni i noc spokojnie przeczekaj... "
- A to nie było coś z diabłem i duszą ?? - zastanowiła się Adrianna.
- Nie ...Nie! - zniecierpliwił się - Na pewno z umarlakiem, przecież pamiętam! Wystarczy do rana poczekać i już...
Arden i Adrianna spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. Zapadła pełna skupienia cisza. Nawet iskry zdawały się strzelać bezgłośnie. Z napięciem obserwowali umarlaka. Tylko czekać i już...


Post został pochwalony 0 razy
Nie 20:30, 12 Paź 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Arkham Strona Główna » Literatura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin